Dom rodziny Schollów
Dom żydowskiej rodziny Schollów znajdował się w Kórniku przy obecnej ulicy Wojska Polskiego. Na terenie posesji odbywał się rytualny ubój zwierząt (szechita).
Zdjęcia poniżej zostały wykonane około 1945 roku. Pochodzą ze zbioru Pana Stefana Wojciechowskiego.
Stan z 2015 r.
W Kórniczaninie z 29 stycznia 2010 roku pojawił się ciekawy artykuł pt. „OSTATNI KÓRNICKI ŻYD?” opracowany przez Pana Jerzego Folga i Panią Bożenę Gorzelanną dotyczący pewnego epizodu związanego z rodziną Schollów. Poniżej treść artykułu.
OSTATNI KÓRNICKI ŻYD?
Najprzód przypomnijmy ramy tragedii, która spotkała obywateli Kórnika narodowości żydowskiej. W dniu 10 września 1939 roku hitlerowski Wehrmacht zajął miasto bez walki. Fakt ten tutejsi Żydzi przyjęli obojętnie. Była ich tylko garstka: 35 osób, w tym 12 mężczyzn. Ich własnością było 12 domów mieszkalnych, synagoga i cmentarz (kirkut). A zbliżał się właśnie dziesiąty dzień miesiąca Tiszri podług kalendarza mojżeszowego, przypadający wtedy w końcu września. Jom Kippur – Dzień Pojednania, zwany w Polsce też Sądnym Dniem. Jedno z największych świąt judaizmu. Zatem starszy gminy żydowskiej – Paul (Paweł) Jaroczyński uzyskał, bez trudu, zgodę wojskowego komendanta Kórnika – majora Ernsta Froscha, na odbycie nocnych modłów w synagodze, w dniu 23 września. Przy wyjściu z synagogi znajdującej się na Placu Wjazdowym (obecnie teren ogródka jordanowskiego) na 11 mężczyzn – uczestników nabożeństwa czekały samochody policyjne. Aresztowanych Żydów przewieziono zrazu do Środy (Środy Wielkopolskiej) [wg relacji naocznego świadka, Polaka Jana Pohla(1898 – 1983)] lub bezpośrednio do Poznania [wersja powszechniejsza], do Fortu VII – osławionej katowni hitlerowskiej. Po miesięcznym śledztwie i sfingowanym procesie zostali oni rozstrzelani w trzech terminach: 28 października, 18 i 20 listopada 1939 roku. Kobietom, które jeszcze nie wiedziały o śmierci mężów i ojców, nakazano wynieść się – wraz z dziećmi – do getta w Kaliszu, do 3 listopada 1939 roku. Wszelki słuch po nich zaginął. Po wojnie w ogóle żaden z kórnickich Żydów nie dał znaku życia […]
CZYŻBY?
Tu i ówdzie, od czasu do czasu, pojawiały się jednak nieśmiałe pogłoski, że widziano kogoś z kórnickich starozakonnych, albo że chociaż słyszano z pośrednich źródeł o ocaleniu pojedynczych osób. I tak Jan Pohl pewien twierdził, że: żona Tichauera z dziećmi była później [w okresie okupacji – J.F.] rozpoznana w getcie warszawskim. Jedna kórnicka Żydówka – Zofia Rectorówna uciekła z transportu [do getta w Kaliszu ? – J.F.]. Przez pewien czas pisywała do rodziny Słabolepszych [konkretnie do Stanisława Słabolepszego ( 1907 – 1989 ) – wg relacji ustnej jego brata Kazimierza Słabolepszego ( ur. 1923 )]. Donosiła, że znajduje się w centralnej Polsce, lecz pod koniec wojny ustała od niej wszelka korespondencja. Albo, że Bertold Scholl uciekł tuż przed wkroczeniem wojska niemieckiego do Kórnika i że widziano go później w Warszawie […]
W opisanej sytuacji historyczno – badawczej zaistniał pewien epizod, który miał znaczące, aczkolwiek nie przełomowe, niestety, znaczenie dla wyjaśnienia kresu kórnickiej gminy żydowskiej. Oto relacja pani Marty Serwatkiewicz z domu Borowiak (ur. 1920 ), sędziwej kórniczanki, dysponującej doskonałą pamięcią, spisana przez Bożenę Gorzelanną w 2009 roku.
W okresie międzywojennym przy ulicy Strzeleckiej [obecnie Wojska Polskiego], pomiędzy posesją Borowiaków [obecnie Serwatkiewiczów], a budynkiem Smolarkiewiczów, znajdował się dom Żydów Schollów. Senior tej rodziny – Aaron Scholl, zajmujący się handlem warzywami, miał trzech synów: Józefa, Heidricha i Izaaka – handlujących końmi oraz trzy córki: Florę, Gretę i Fridę. Potomkami jednej z nich byli Leon i Zygmunt [relatorka nie wymienia Bertolda Scholla, nie wiadomo dlaczego – J.F.]. W końcu 2000 roku zauważyłam starszego pana stojącego przy eleganckim samochodzie, naprzeciw placu, gdzie stał dawniej dom Schollów. Pan ten sprawiał wrażenie, że źle się czuje. Wobec tego podeszłam ku niemu, by zapytać czy nie potrzebuje pomocy. Zaprosiłam go do mojego mieszkania i podałam wodę, bo o to prosił. Wtedy dowiedziałam się, że pochodzi z Schollów i że uciekł z hitlerowskiego transportu; do końca wojny pracował u rolnika, a po wojnie osiadł w Danii. Teraz jedzie do Krakowa po wnuczkę, aby zabrać ją na wakacje. Chciał się spotkać z Marianem Ziętą ( 1922 – 2007) z ul. Kuśnierskiej, kolegą z lat młodzieńczych, ale go nie zastał. Mój ojciec – Stanisław Borowiak (1883 – 1967 ), wysiedlony przez Niemców wraz z rodziną do pobliskiej wsi Dachowa, otrzymał pewnego razu bardzo zniszczoną kartkę z pozdrowieniami od Heidricha Scholla, ożenionego jeszcze przed wojną z Genowefą – córką krawca Fordańskiego.
Tyle relacja pani Marty Serwatkiewicz. Wielka szkoda , że w trakcie opisanego jej spotkania z Leonem, z pewnością bardzo emocjonalnego, nie padło jego nazwisko, ani aktualny adres w Danii. Należy dodać, iż Leon nie znał okupacyjnych losów innych członków rodu Schollów, bo o nie dopytywał panią Martę. Nie dowiedziała się ona również z jakiego transportu uciekł Leon, czy może z tego, którym ewakuowały się żydowskie kobiety ze swoimi dziećmi ku gettu kaliskiemu, tak jak przypuszczalnie wspomina wyżej Zofia Rectorówna.
Jak widać, otwartymi pozostaje sporo pytań tyczących holocaustu kórnickiej gminy żydowskiej. Nie pomogły przeprowadzone przez nas rozmowy ze starszymi obywatelami naszego miasta, ani kwerendy akt Urzędu Stanu Cywilnego w Kórniku, ksiąg wieczystych i katastralnych. […]. Poszukiwanie kontaktu z panem Leonem ( jeśli jeszcze żyje ) jest skazane na niepowodzenie, skoro nie znamy nawet jego nazwiska.
źródło: Kórniczanin 29-01-2010 / Jerzy Fogel, Bożena Gorzelanna
Posesję Schollów w 1962 roku przejął Skarb Państwa, jako porzucone mienie pożydowskie.